Not only are competitions still present in today's world; their popularity is growing. Although we know that competitions are usually unfair, and that the jury's decision is often difficult to justify, most of us get excited about which of the entrants is going to be "picked" the winner. And we want that person to become a revelation that will give us a whole new perspective on a given discipline. Generally, the idea of a competition is to select gifted individuals and give them an opportunity to further develop their talents and become widely recognized personalities. The number of competition areas is growing continually; competitions are becoming more and more exotic and varied, and each of them aspires to become the only reliable one. 

Painting is especially vulnerable to arbitrary assessment. In the 19th century painting competitions were held in the form of prestigious salons, such as Salon de Paris. It was a time when venerable juries set universal trends by their decisions to give an award to this or that work of art. However, this way of controlling art soon began to be regarded as old-fashioned, or even pedestrian - especially with the emergence of new styles in art. In this light, Courbet's protest and the Salon des Refusés he initiated gained special significance. But with time even this "exhibition of rejects" began to gather judges among its ranks, who wanted to decide what is good and what is bad painting. Once again, this led to satiety, objection and search for a new formula. However, art develops independently of salons or other competitions.

 

Held for almost fifty years, "Bielska Jesień" is an event  that has become imprinted on the minds of artists, gallery staff, art dealers... and viewers.  For the first few years it merely served to present the work of various artistic circles in Poland. But very soon the need arose to appoint a selection committee that would get rid of the less valuable works. This, in turn, led to the temptation to weed out even more works and leave only those which the appointed experts considered the best; to recognise the artists and, by doing so, demonstrate what is currently important in art, or to be precise, painting.

 

The competition is addressed to Polish artists, understood in terms of both nationality (including Polish artists residing abroad), and place of residence (including foreign artists residing in Poland). Therefore, the idea of "Bielska Jesień" is not to diagnose the state of world painting, but to focus on its Polish representation only. Whether or not Polish painting has its own specificity is a question that has dogged many a curator and book writer for years. "Bielska Jesień" cannot offer any definite answer either. What it can do is act as a barometer of sorts, a sample taken in a given place, at a given time.

Just like in popular TV talent shows, there are judges to one side. The make-up of the panel changes from one season to another, the judges represent different sets of views, and their final decisions are often surprising for the viewers. The jury of the 40th Biennial "Bielska Jesień 2011" was made up of art critics and artists, all of whom act as curators and write about art. Therefore, it might be said that their decision was a vector pointing explicitly at a single painting that stood out from the rest by its distinctive way of expression. 

 

The judges of "Bielska Jesień" do not select artists but paintings. Arbitrarily, as is relevant to their role, they pick the works whose form is convincing for the majority of the jury. What matters then is not the artist's name, but the work they have created. For the viewers, too, it is important which painting and not which artist has been awarded a prize. But then it is the artist who becomes the focus of the organizers, sponsors, and finally - of the art market. We reward the artist, we promote the artist, and then it is no longer the painting but the person who has created it that becomes important.

And what happens to the artist next? According to the central idea of "Bielska Jesień", the organizer, i.e. Galeria Bielska BWA, invites them to a solo exhibition allowing them to present their work to a wide audience, and the painting that the artist exhibited during the competition becomes a part of the gallery collection. As in the case of other competitions, e.g. in music, whether or not the artist will make a successful career afterwards depends on whether or not they appear interesting to art dealers and commercial galleries. And as we all know, the market follows its own rules. Sometimes the artist awarded the Grand Prix at "Bielska Jesień" indeed goes on to make an illustrious career, but at other times commercial galleries decide to promote someone else who didn't necessarily make it to the finals of our competition. Similarly, the art magazines that act as sponsors of "Bielska Jesień" make their own choices about which artists should be given distinction.

An innovative form of promoting artists after the competition was the "Sfera Sztuki" Art Fair, which was organized in June 2010. Organized a couple of months after "Bielska Jesień", the event provided a dozen or so artists selected by Galeria Bielska BWA with an opportunity to hold their own small exhibitions, as well as selling their works. The fair was held for three days in a very popular shopping centre called Galeria Sfera where the exhibited paintings were viewed and purchased not only by art collectors who visited the shopping centre especially for this purpose, but also by casual shoppers.

All the above are attempts to ensure widespread promotion of art, especially painting.

Thus, it seems that the main assumption and postulate that have been underlying "Bielska Jesień" from its very beginning, have been fulfilled.

go back >>

&

Na początku kilka słów o „Nowym optymizmie".
Na tegoroczną edycję „Bielskiej Jesieni" trafiły dziesiątki obrazów, które złożyły się w moich oczach w figurę wyraźnej tendencji malarskiej, której natychmiast nadałem nazwę „Nowego optymizmu". Cechami wyróżniającymi ten trend figuralny są wyobrażenia postaci ludzkich, umiejscowionych na płaskim tle i otoczonych nielicznymi przedmiotami - a także zagęszczenia form nawiązujące do stylistyk orientalnych (Japonia, Chiny), a w zasadzie akumulacje ich cyfrowych przetworzeń. Klasycznym odniesieniem dla tych płócien byłyby w Polsce obrazy Ewy Kuryluk z połowy lat 70., w jakiejś mierze również hiperrealizm.

„Nowy optymizm" byłby więc powtórzeniem tej pierwszej fali sztuki przedstawiającej - przy wsparciu fotomediów - człowieka wśród rzeczy w powojennej rzeczywistości Zachodu. Myślałem wręcz, by dokonać perwersyjnego zabiegu wiwisekcji tendencji, tak szczodrze owocującej na „Bielskiej Jesieni 2011", opisując ją w pastiszowym ujęciu maniery krytycznej sprzed 40 lat, by na koniec wyświetlić finalne „mane, tekel, fares" na tle owej malarskiej „Uczty Baltazara". O ile bowiem alienowane przedmioty otaczające wyalienowanych ludzi w latach 70. - jak na kanonicznym obrazie Kuryluk „Ikowie to my" - zdają się przedstawiać jakieś obiekty pożądania, o tyle już dzisiaj są jedynie dobrze rozpoznanymi rekwizytami nadmiaru, wytworami produkcji o wartości bezustannie redukowanej przez globalne prądy kapitału.

Pomysł spalił jednak na panewce, bowiem niemal wszystkie te prace nie znalazły uznania w oczach jurorów. „Nowy optymizm" skończył się więc jednocześnie wraz z pokazem wszystkich prac nadesłanych. Ów finisz był zgodny z zamierzoną pointą: optymizm drugiej dekady XXI wieku podszyty jest drganiami katastrofy, jest więc optymizmem słabym, schyłkowym. Nie wiemy jeszcze, na ile katastrofa wstrząśnie światem rzeczy, mamy natomiast prawo sądzić, że skutecznie wstrząśnie światem wyobrażeń.

W czasie oglądania propozycji zgłoszonych na „Bielską Jesień" towarzyszyła mi lektura pierwszego numeru Berlin Biennale Zeitung P/Act for Art, wydanego przez Artura Żmijewskiego i jego zespół, a szczególnie porównania Berlina z Nowym Jorkiem pióra Jana Verwoerta, piszącego o tym pierwszym mieście, że nie jest podobne do drugiego „bowiem ludzie tutaj nie mają środków, by podtrzymać iluzję, iż widzialność (oglądalność) tworzy wartość". Na koniec więc jedna uwaga, dotycząca przemożnej części obrazów przysłanych na konkurs.

Najważniejszą bodaj wartością sztuki dla dzisiejszych społeczeństw jest to, że pozostaje ona wbrew okolicznościom i jest jednym z ostatnich obszarów wolności myślenia, kreacji, wypowiedzi - i indywidualnej odwagi. Największą przywarą skłonności, której nadałem miano „Nowego optymizmu", jest formatowanie prac w taki sposób, by nie tylko podążały śladem polskich i zagranicznych malarzy sukcesu, lecz by wygodnie można było je przedstawić sobie w kolejnym białym sześcianie galerii lub już od razu na ścianie mieszkania któregoś z nowych, optymistycznych apartamentowców. Tą drogą powstaje średnie malarstwo dla mało wymagającej, nowej klasy średniej. Jury tegorocznego konkursu starało się dokonać innego wyboru.

.english version

&

40. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień 2011", według mojej opinii, okazało się tym razem nieco zachowawcze i przewidywalne zarazem. Reprezentowane były malarskie nurty już znane i rozpoznane - od symbolicznego i fotograficznego realizmu, poprzez nowy „pop" i „kicz", po geometrię klasyczną i nieco „neo geo". Były również obrazy bardziej ekspresyjne, dziko-symboliczne oraz „Esy-floresy", „Tsunami", „Obrazy mroźne", „Megalopolis", „Katechizm rewolucjonisty" i wiele innych.

Pomimo ogromnej liczby nadesłanych propozycji, nie można tu mówić o tzw. szerokiej reprezentacji dotyczącej młodego malarstwa polskiego. Niewątpliwie brakuje tu tych, którzy są „zmęczeni rzeczywistością" (bo zapewne zajmują się już innymi sprawami) oraz tych, którzy próbują łączyć malarstwo z innymi mediami, czy też poprzez inne media je wyrażają, i którzy kosztem tzw. „czystości" kreują to, co możemy łatwiej powiązać ze sztuką w ogóle niż z malarstwem jako takim. Zapewne znalazłoby się jeszcze kilka brakujących ogniw w całym systemie, ale też nie o to mi chodzi. Podstawowym problemem staje się tu pewien nadmiar malarskiej „produkcji". Jest dość trudno zakwalifikować tysiące powstających obecnie obrazów do pojęcia związanego z kreacją czy sztuką. Prawdopodobnie, obrazy te w większości nigdy nie będą wiązane z tymi obszarami, wypełnią jedynie pole dziedzinowe jako malowane obrazy. 387 autorów i tyleż propozycji zgłoszonych na Biennale to dla jury duży problem, aby wyselekcjonować propozycje, które przenosiłyby jakiś sens ważniejszy niż obiegowy sposób na malowanie obrazów.

Z mojej osobistej perspektywy konsensus osiągnięty podczas dyskusji członków jury i zawarty w wyborze pierwszej trójki laureatów, jest przejawem ogólnego sensu tegorocznego Biennale. Te trzy klasyczne postawy twórcze, dość czyste w swoim wizualnym brzmieniu, są wyrazem ogólniejszych tendencji, które zdominowały aktualnie obszar młodego malarstwa.

Niewątpliwie, malarstwo Jakuba Ciężkiego, który otrzymał Grand Prix, prezentowało się z wyjątkową czystością i siłą wizualnego przekazu. Jego realistyczne malarstwo, oprócz tej właśnie cechy, ma jeszcze coś, co określiłbym jako niezwykły stan konceptualny, który skutkuje radykalnymi decyzjami wobec czystości formy. Staje się ona sterylna i wypracowana jako jednoznaczna i wyabstrahowana z otoczenia. Rusztowanie na obrazie Ciężkiego przybiera postać naturalistycznego, zrytmizowanego obiektu, który staje się

„nad-realnością". Jego tożsamość jest ważniejsza niż setki rusztowań na wszystkich budowach. To jakby odkrycie jakiegoś kawałka rzeczywistości, który okazał się być ważnym motywem malarskim. Ten motyw, zawarty w obserwacji industrialnych fragmentów rzeczywistości, stał się jakimś kanonem malarstwa Jakuba Ciężkiego. Kaloryfery, skrzynki pocztowe, metalowe drabinki z placu zabaw i ostatnie motywy: rusztowania i siatki ogrodzeniowe tworzą jakiś niezwykły świat stalowych, rdzewiejących, kolorowych, sterylnych i zachlapanych obiektów, które stają się oryginalnym zbiorem, kluczem jego malarstwa.

Paweł Matyszewski z kolei identyfikuje swoje obrazy z powierzchnią skóry i tworzy je bardziej poprzez „oblekanie" niż malowanie, choć oczywiście są malowane. Powstają biologiczne i zarazem abstrakcyjne struktury w cielesnej barwie, które pulsują, drgają i wydaje się, że mają głębokość - są jakby wielowarstwowe. Występują w nich smużki przypominające jakieś żyłki albo ciemniejsze punkty niczym piegi oraz np. dziury i przebicia w płótnie jak w skórze. To jakiś stan uszkodzenia fizycznego, drastycznego okaleczenia. Tatuaże, skaleczenia, złamania, krwotoki, wydzieliny i rosnące włosy to wszystko gdzieś w tych obrazach krąży i wyznacza poziom odniesień wobec cielesności, również jako tkanki kulturowej. Pojawia się stan niedopowiedzenia i niejasności wobec statusu ciała. Sam autor zaś, określa swoje malarstwo jako „biologiczne wzorniki" oraz „mapy ciała", które stają się polem jego malarskiej gry, również z widzem.

Z kolei Kamila Woźniakowska, laureatka tego konkursu, jest nieco starsza od swoich kolegów, uczestników Biennale, ukończyła Uniwersytet w Montrealu i mieszka w Kanadzie. Być może nieco inne doświadczenia spowodowały również to, iż jej malarstwo stało się odmienne od całej reszty i znalazło się w gronie laureatów. Prezentowane obrazy „Katechizm rewolucjonisty" i „Jenny" powstały na podstawie historycznych, literackich przekazów. Pierwszy na podstawie manifestu rewolucyjnego Siergieja Nieczajewa z 1869 roku. Drugi na bazie „Opery za trzy grosze" Bertolda Brechta. Wydaje się, że metoda pracy artystki jest na tyle odmienna, iż powstają malarskie opowieści ilustrujące jakieś części czy tekstowe frazy. Natomiast nie jest to ilustracja książkowa, to raczej forma obrazowania, którą wykorzystuje. Monochromatyczne, czarno-białe obrazy przedstawiają różnorodne narracyjne scenki, które oczywiście można opisać, ale podstawowy przekaz jest wizualny i tak należy go „czytać".

Osobiste refleksje końcowe dotyczą natomiast jakichś strat, które powstały, jak sądzę, z nadmiaru prac zgłoszonych do konkursu. Już po wszelkich uzgodnieniach i decyzjach, przywróciłbym wystawie co najmniej dwa przejawy obrazów geometrycznych w zamian za tzw. realistyczne, których być może znalazło się na wystawie nieco za dużo. Ale oczywiście za dwa lata wszystko może się zmienić i zaczną dominować inne tendencje. Wydaje się, że nadmiar wszelkich realizmów już jest nazbyt widoczny, aby mógł przetrwać jeszcze dwa lata.

.english version

&

Na wstępie, chciałbym zaznaczyć, że ocenianie cudzych prac jest zajęciem bardzo trudnym i obarczonym dużym ryzykiem. Można skrzywdzić twórcę, narazić publiczność na oglądanie rzeczy miernych, a nawet samemu się skompromitować. Tak czy inaczej, człowiek w roli oceniającego czuje się niezręcznie i wie, że zawsze będzie musiał się tłumaczyć.

Generalnie, malarstwo uważam za bardzo dobre zajęcie i cieszy mnie fakt, że wielu ludzi maluje obrazy. Przysyłają je na konkursy, wystawiają w galeriach i poświęcają nierzadko ich tworzeniu całą swoją energię życiową. Niestety, szansa na sukces w tej działalności jest niewielka, a jeszcze mniejsza jest, że da się z niej godnie żyć.

Dlatego też malarzy, którzy świadomi tych faktów nie rzucają farb i pędzli w kąt, ale z uporem godnym Don Kichota, tworzą swoje dzieła - bardzo szanuję. Najwidoczniej mają innym coś ważnego do powiedzenia. Wierzą, że widzą coś więcej i że mogą to coś innym pokazać. Ten zapał, choć jak już zaznaczyłem, często niedoceniany przez odbiorców, jest godzien podziwu. Powoduje, że człowiekowi chce się patrzeć. Bo zawsze liczy, że w zalewie rzeczy „takich sobie", zobaczy nagle coś wspaniałego. Chodzi tu o prawdę, okno do lepszego świata, piękno absolutne i inne, równie trudne do nazwania rzeczy.

Oczywiście, szanowanie artystów to jedno, ale najważniejsi w tej całej grze są odbiorcy. To dla nich robi się wystawy i to bez nich, żadne dzieło sztuki nie może istnieć. A szczególnie w stosunku do tych, których się szanuje, trzeba być uczciwym. Dlatego też postanowiliśmy okazać ten szacunek publiczności i spróbowaliśmy nie pokazywać żadnych, nawet tylko trochę wątpliwych prac. Chcieliśmy rekomendować do wystawy i nagrodzić tylko prace nowatorskie, oryginalne i wnoszące coś do dyskusji o malarstwie i całym świecie współczesnym.

Trudno jest jednak odróżnić oryginał od podróbki. Gdy mamy do czynienia z produkcją czegoś, na przykład kosztownych damskich torebek, to nie ma problemu. Bierzemy wzorzec i wszystko, co od niego odbiega, jest podróbką. W sztuce jest akurat odwrotnie. Gdy coś jest za bardzo podobne do czegoś, co już było - jest podróbką. Sztuka nawet do samej sztuki nie powinna być podobna. Często patrzyliśmy na obraz i wiedzieliśmy do czego jest podobny. Przeważnie chodziło o podobieństwo do obrazów tych artystów, którym się powiodło. Ta wiara w teorię inżyniera Mamonia jest zgubna. Niestety widzieliśmy wiele obrazów, które były gorszymi kopiami stylu, formy lub języka uznanych twórców.

To jednak zdarzało się zawsze. Mniej zdolni naśladowali zdolniejszych, licząc być może, że kawałek tej sławy i talentu też na nich spłynie. Może tylko nowością w dzisiejszych czasach jest fakt, że jest tego tak wiele. Pojawiła się grupa młodych twórców, uważających malowanie kopiujące tych, którzy odnieśli sukces, za metodę na zarobienie łatwych pieniędzy. A przecież w dzisiejszych czasach można zarobić więcej i szybciej w innych dziedzinach. Wystarczy się rozejrzeć.

Jednak dla mnie największym problemem dzisiejszych czasów stała się cyfryzacja. Ta niewątpliwa pomoc w zapoznawaniu się z dużą ilością dzieł sztuki, staje się też przekleństwem. Co prawda, nie trzeba fizycznie dostarczać, potem przekładać i odsyłać, setek kilogramów materii malarskiej, ale jak wiadomo, każde ułatwienie rodzi utrudnienie. Nie wszystkie obrazy dobrze wyglądają na zdjęciach. Są niuanse, które można tylko poznać w bezpośrednim kontakcie. Dlatego boję się, że mogą być rzeczy, których nie doceniliśmy. Staraliśmy się jednak niczego nie przeoczyć. Regulamin, w swojej mądrości,  dawał nam możliwość podwójnej selekcji. W drugiej części mogliśmy zobaczyć wybrane na podstawie zdjęć, oryginały.

Tu nastąpiło niewątpliwe rozczarowanie. Wiele osób nauczyło się tak malować, że ich obrazy wyglądają lepiej na monitorze komputera niż w rzeczywistości.

Ale, jak można przekonać się na wystawie, powstały też prace zaskakujące. Prace, które przetrzymały selekcję cyfrową, a w oryginale okazały się równie dobre, a nawet jeszcze lepsze.

Mam nadzieję, że udało nam się wybrać obrazy w bardzo różny sposób zaskakujące widza. I może właśnie ta różnorodność jest jedną z najważniejszych wartości 40-tej edycji „Bielskiej Jesieni".

.english version

&

Wybór artystów i ich dzieł biorących udział w 40. edycji Biennale Malarstwa „Bielska Jesień" dokonywał się przy burzliwej wymianie zdań i licznych dyskusjach na temat kondycji młodego malarstwa w Polsce. Sprawy z pewnością nie ułatwiał fakt, dających o sobie znać na każdym kroku, odmiennych założeń estetycznych poszczególnych członków jury, ani też sam materiał malarski nad którym debatowano. Sądzę, że wybór dokonany na pierwszym etapie selekcji przeoczył i ominął wiele wartościowych propozycji artystycznych, które - miejmy nadzieję - objawią się w innych, bardziej sprzyjających warunkach, innym miejscu i czasie. Mieliśmy za mało czasu, danego nam przez organizatorów, na zastanowienie się, a ilość nadesłanych prac konkursowych, sięgająca ponad 1600 obrazów, była zastraszająco wielka przy niemal zupełnym braku twórców dojrzałych, o ugruntowanych nazwiskach, którzy w takich okolicznościach wyznaczają wysoki pułap dyskursu o sztuce lub choćby zdrowy poziom warsztatowy. Świadczyć to jedynie może o tym, że ci ostatni czują się dobrze i że tak naprawdę bardzo wielu nieznanych i debiutujących twórców upatruje w konkursie „Bielska Jesień" swojej szansy na zaistnienie w uznanym świecie sztuki - sztuki przez duże „S". Rozumiem taką postawę, ale kryzys ekonomiczny i duchowy, oraz związane z nimi reperkusje zauważyć można również w obszarze sztuki. Nie ukrywam zatem, że poziom tegorocznego Biennale bardzo mnie rozczarowuje. Po raz pierwszy od wielu lat jury musiało uciec się do drastycznego odrzucania prac aż do ostatniego momentu, ograniczając ilość zarówno obrazów jak i artystów tak, by pozostawiony zbiór mógł się wydać widzom interesujący i zróżnicowany. Tym bardziej powinni być usatysfakcjonowani ci z artystów i artystek, których prace zostały nagrodzone lub weszły na wystawę.

Finalistą tegorocznego Biennale i zdobywcą Grand Prix okazał się być Jakub Ciężki, artysta związany z Instytutem Sztuk Pięknych w Lublinie, wielokrotnie nagradzany na innych konkursach, między innymi zdobywca Grand Prix w konkursie Fundacji Franciszki Eibisch czy zdobywca tytułu „Obraz roku 2004" - konkursu organizowanego przez redakcję „Art & Business". Jakub Ciężki to autor cieszących się wielkim powodzeniem wystaw cyklu „To read between the lines" odbywających się w Lublinie i Sanoku. Autor w sposób bardzo oryginalny i przekonywujący utrzymuje balans między tym, co oznacza jasność i czystość kompozycji abstrakcyjnej, a tym co zmysłowe i sensualne, zaczerpnięte z obserwacji rzeczywistości, a przynajmniej niektórych jej elementów. Bohaterami jego obrazów są stare rusztowania budowlane, drabinki z placu zabaw, kratki ściekowe czy siatki ogrodzeniowe. Użycie tych prostych, pospolicie występujących motywów, przybliża nas nieubłaganie do realności, ale poprzez zastosowanie neutralnego szarego tła i bezbłędną kompozycję, obrazy tego artysty nabierają wymiaru monumentalnego, skłaniając nasze oko i umysł do myślenia refleksyjnego, wykraczającego poza momentalne spostrzeżenie. Jakub Ciężki to bardzo utalentowany i inteligentny artysta, któremu życzę wielu sukcesów.

Zdobywcą drugiej nagrody został Paweł Matyszewski, artysta związany z Poznaniem, zauważony i nagrodzony już na poprzednim Biennale, którego twórczość dynamicznie się rozwija, o czym świadczyć mogą jego niedawne wystawy indywidualne w prestiżowych galeriach, takich jak poznańskie „Piekary" czy białostocki „Arsenał". Marta Mariańska - autorka pełnego empatii tekstu poświęconego twórczości tego artysty - zwraca uwagę, iż w tajemniczym świecie Matyszewskiego „niejednoznaczność, napięcie i ból zmęczonego alergiami ciała" pojawia się z równoczesnym pragnieniem uczestnictwa w misterium życia Natury, źródle wszelkich form, w tym także chorób i anomalii.

Kolejną laureatką jest Kamila Woźniakowska, której obrazy „Katechizm rewolucjonisty" i „Jenny" przebyły długą drogę przez Atlantyk, aby dotrzeć do Bielska. Ta urodzona w Warszawie (r. 1956), zamieszkała od początku lat 80. w Kanadzie artystka, absolwentka paryskiej École des Beaux Art i Uniwersytetu w Montrealu, jest jedną z najbardziej znanych polskich artystek zamieszkałych w Kanadzie. W 2004 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Montrealu odbyła się jej duża retrospektywa. Zajmuje się malarstwem, grafiką i rysunkiem - wpływ tych kolejnych technik widoczny jest zresztą na prezentowanych na wystawie kompozycjach. Ich narracyjny, chciałoby się rzec filmowy, utrzymany w konwencji starych rycin styl, sytuuje opowiadane przez nią historie gdzieś w nieokreślonej przeszłości, trafiając tym samym do widzów z różnych pokoleń. Ich behawioralny charakter, poparty psychologicznymi analizami, przybliża widzowi dynamikę ludzkich relacji pełnych dramatów i skutków opresyjnego wychowania.

Na uwagę widzów zasługują także prace artystów, których zainteresowania od dłuższego czasu krążą wokół popkultury: Dominika Podsiadłego, Małgorzaty Rozenau czy Jakuba Pieleszka. Każdy z wymienionych artystów przetwarza inaczej formy zaczerpnięte z komercyjnego świata rzeczy.  Posługując się językiem reklamy przekraczają przy pomocy tych wątków poziom prostego odwzorowania, starając się powiedzieć coś istotnego o sobie i otaczającym nas świecie. Osobiście wyróżniłabym także prace dwóch innych artystek: Agnieszki Swobody z Cieszyna i Izabeli Ołdak, które odważnie i w oryginalnym stylu zaprezentowały siłę kobiecego pierwiastka na wystawie, budując wyobrażenie świata widzianego przez pryzmat ich wyobraźni.

.english version

&

Od 2 października 2018 uruchomiony został nowy serwis galerii pod adresem: http://galeriabielska.pl/
_____________________________________________________________

Stara strona stanowi archiwum galerii: http://archiwum.galeriabielska.pl
Przekierowania z głównej strony

>>

Nasze profile:

 

Facebook galerii     instagram galerii     YouTube galerii

 

Google Open Gallery

__________________________

Biuletyn Informacji Publicznej

>>